sobota, 30 grudnia 2017

Hanna Cygler - Za cudze grzechy





Europejska podróż pełna namiętności.

Kontynuacja powieści "W cudzym domu", to prawdziwie europejska, pełna przygód podróż. Los nikogo nie oszczędza. Rozalia skazana jest na rodzinny areszt w Krakowie, Luiza i Joachim próbują dotrzeć do Ameryki przez Paryż. Pozostali zniknęli - czyżby bez śladu? Spiski, terroryści, wybuchające bomby i namiętności nie pozwalają bohaterom cieszyć się spokojem. Nie znajdują go nawet we własnym domu. I za co to wszystko?






Zaskoczona wielokrotnie- to moja pierwsza reakcja po przeczytaniu tej książki. Owszem, bardzo podobała mi się pierwsza część (recenzja tutaj), jednak miałam pewne obawy, co autorka zaproponuje czytelnikom w kolejnej odsłonie, zwłaszcza, że początek powieści to zdecydowanie jej najsłabszy element. 

Autorka prowadzi narrację z perspektywy bohaterów powieści - głównie kobiet, ale nie tylko. Rozalia poradzić musi sobie z trudną sytuacją rodzinną - najpierw ucieka z rodzinnego więzienia do Krakowa, gdzie bacznie kontrolowana przez kuzynostwo stara się nawiązać kontakt z ukochanym, niestety bezskutecznie. Podczas podroży do domu okrywa bolesną prawdę o stanie rodzinnego majątku i zdrowiu matki. Zmuszona sytuacją podejmuję pracę na pensji dla panien, gdzie spotyka zakochanego w niej znajomego z Krakowa, który jest jednocześnie socjalistycznym aktywistą...
Luiza z Joachimem zamieszkują najpierw w Gdańsku, gdzie Luiza zmierzyć musi się z przeszłością męża, następnie w Warszawie, gdzie na Pradze jej mąż rozkręca biznes, stając się jednocześnie pionierem w opiece nad pracownikami pracującymi w jego fabryce. Jednym z nich jest wielbiciel Rozalii, którego to partyjni towarzysze skierowali na zagraniczny kurs, podczas którego uczył się konstruować bomby... Oczywiście w powieści nie może zabraknąć wątku Szuszkina - wielkiej miłości Rozalii, który to nie poradził sobie ze stratą ukochanej i zupełnie nie rozumie, dlaczego ona nie odpowiada na jego listy.

Pomimo słabego i dość nudnego początku autorce udało się stworzyć interesującą kontynuację pierwszej części. Chociaż myślę, że w zapowiadanych dwóch kolejnych częściach będzie sie jednak musiała bardziej postarać ;) To, co najbardziej mnie urzekło to nawet nie same wątki i historie obyczajowe - te typowo kobiece, ale tło historyczno-obyczajowe, albowiem z bohaterami nie dość, że przemierzamy różne zabory, kraje i miasta, poznajemy bohaterów rożnych narodowości, profesji i rożnego pochodzenia, to jeszcze autorka zaznajamia nas z obyczajowością o jej zmianami na przełomie XIX i XX wieku. Te aspekty dla mnie były dużo ciekawsze niż losy znanych mi z pierwszego tomu postaci. Ciekawa jestem, co autorka zaproponuje w kolejnych odsłonach. 

piątek, 29 grudnia 2017

Iwona Grodzka-Górnik - W niebie na agrafce






Napisana wartko, lekko i zabawnie historia młodej kobiety, samotnie wychowującej dziecko, która odkrywa, że ktoś inny jest jej ojcem – miłość matki z czasów studiów, artysta malarz. Wspierana przez zwariowaną przyjaciółkę rusza na poszukiwania prawdziwego ojca (do Włoch) i natrafia na trop fałszerzy obrazów. Oczywiście po drodze spotyka wielka miłość, który potrafi znieść jej wszystkie wybryki i ekscentryzmy.









Ta książka to całkowite zaskoczenie. Po pierwsze nieznana autorka, po drugie co tu ukrywać dość słaba zapowiedź na  skądinąd klimatycznej okładce, no i zapowiadająca się dość schematycznie akcja.
Tymczasem okazało się, że książka wciąga niemal od pierwszej strony oferując historię, owszem może ciut przewidywalną, lecz jednak interesująca i momentami zaskakującą. 

Zuzanna to młoda matka z czteroletnim synem, który jest całym jej życiem po śmierci ukochanego - ojca chłopca. Pracuje w banku, jednak podświadomie czuje, że jej prawdziwym przeznaczeniem jest malarstwo, które tak odradzali jej rodzice, tłumacząc, ze to niepewny zawód. Dlatego też Zuzanna maluje tylko w domowym zaciszu, dla własnej przyjemności. W trudnym dla niej czasie, na pogrzebie ukochanej cioci poznaje tajemniczego mężczyznę, który wspomina o jej biologicznym ojcu, do którego jest podobna...Zszokowana dziewczyna postanawia poznać ukrywaną przez lata przez jej rodziców prawdę. Prowadzi własne śledztwo, które wplątuje ja w szereg perypetii, nie zawsze bezpiecznych. oto bowiem ckliwa historyjka obyczajowa zamienia się w swoisty kryminał z miłością w tle. Pojawiają się bowiem nowi, ciekawi bohaterowie, którzy namieszają w życiu Zuzanny, pojawia się mężczyzna, a właściwie dwóch, jeden ją oczaruje, drugi zdenerwuje, ale prawda o życiu i profesji obu niewątpliwie ją zaskoczy.

Ciepła opowieść o wartkiej akcji z elementami rodem z kryminału, elementy romansu i podróż do Włoch. Do tego tajemniczy ojciec i nowo poznane rodzeństwo, rodzinne tajemnice i wielkie pieniądze fałszerzy obrazów - w efekcie dostajemy powieść gwarantującą dobrą zabawę i miło spędzone chwile. Powieść, która za sprawą energicznej i ciekawej bohaterki udowadnia, ze powieść obyczajowa nie musi być ckliwa, naiwna i przesłodzona. Polecam gorąco.

środa, 27 grudnia 2017

Magdalena Witkiewicz, Alek Rogoziński - Pudełko z marzeniami

Zdradzony przez narzeczoną i oszukany przez wspólnika trzydziestoletni Michał marzy o tym, aby
zacząć nowe życie. Kiedy dowiaduje się, że podczas II wojny światowej jego rodzina ukryła w małym miasteczku na północy Polski skarb, wyrusza na jego poszukiwanie. Sęk w tym, że teraz w tym miejscu stoi restauracja. Prowadzi ją rówieśniczka Michała, Malwina. Ma ona problem ze swoim ukochanym, który "odszedł w siną dal", i babcią, która po powrocie z wieloletniego pobytu we Francji koniecznie chciałaby serwować w jej restauracji żabie udka i ślimaki. 
Michał postanawia zaprzyjaźnić się z Malwiną, zdobyć jej zaufanie, a potem w tajemnicy przed nią odzyskać swój spadek. Niestety gdy w sprawę wmieszają się dwie wścibskie staruszki, dwójka dzieci i tajemniczy święty Eskpedyt, nic nie pójdzie zgodnie z jego planem.

„Pudełko z marzeniami” to przewrotna i zaskakująca komedia romantyczna o tym, że czasem warto zrezygnować z marzeń po to, by… wreszcie zaczęły się one spełniać.


Uwielbiam takie książki! Przewrotne, zabawne, zaskakujące, mimo dość utartego schematu akcji, którą wydawałoby się być już dobrze znaną. Mamy tutaj dwójkę bohaterów, którzy znaleźli się poniekąd na życiowym zakręcie - on oszukamy przez kolegę, współpracownika, zdradzony przez narzeczoną, bez środków na koncie; ona - niby zakochana, ale ukochany dość nieżyciowy i bardzo eko uciekł jakiś czas temu i nie zamierza wracać, żeby jej pomóc w prowadzeniu własnego biznesu. 
Malwina oprócz prowadzenia restauracji podejmuje się również opieki nad pudelkiem z marzeniami, do którego to pudełka mieszkańcy miasteczka wrzucają kartki ze swoimi życzeniami, a święty Ekspedyt, którego figurka znajduje się w piwnicy, zajmuje się ich spełnianiem. Czasem w sposób dość przewrotny. W owej piwnicy znajduje się również tajemniczy skarb, który umieścili tam przodkowie Michała. Oczywiście, jak nietrudno się domyśleć młodych połączy nie tylko piwnica, jednak droga do finału okaże się być dużo bardziej skomplikowana, niż można byłoby się spodziewać. 

Autorzy umieścili na kartach powieści bohaterów znanych ze wcześniejszej książek Magdaleny Witkiewicz (recenzja tutaj), w tym niezawodną panią Wiesię, która zapewnia ogromną porcję humoru przez całą powieść, umilając lekturę od samego początku. Kto poznał tą wyjątkową postać już wcześniej, będzie wiedział, czego się spodziewać. Kto nie zna, z pewnością nie będzie żałował chwil z nią spędzonych. 

Oprócz Pani Wiesi autorzy oferują nam cały, ciekawy wachlarz postaci różnych, których perypetie powodują, że lektura jest wyjątkowo ciekawa. Owszem takie powieści czyta się wyjątkowo dobrze w tym szczególnym czasie, jednak porównując tą powieść do chociażby czytanej przeze mnie niedawno powieści "Światło w Cichą Noc" Krystyny Mirek, dochodzę do wniosku, że napisać dobrą książkę okołoświateczną jest sztuką. Tak, żeby nie wyszło zbyt kiczowato i sztampowo. Duetowi Witkiewicz-Rogoziński się to udało w bardzo dobrym stylu. 




wtorek, 19 grudnia 2017

Krystyna Mirek - Światło w Cichą Noc

Trwają przygotowania do świąt. Na osiedlu położonym na obrzeżach Krakowa lśnią tysiące świateł. Tylko dwa domy stoją ciemne. Przedwojenna willa i niewielki budynek obok niej.

Antek Milewski wraca do domu po latach. Zostawia za sobą porażkę życiową i chce zacząć wszystko od nowa. Kiedy przekracza próg starej willi, wracają dawne wspomnienia. Zaczyna rozumieć, że nie odnajdzie spokoju, dopóki nie rozwiąże tajemnicy z przeszłości. Dlaczego kochający ojciec nagle porzucił żonę i sześcioletniego syna? Czemu nigdy nie próbował naprawić błędu?

W małym jednorodzinnym domu nie obchodzi się świąt Bożego Narodzenia, bo kojarzą się z tragicznym wypadkiem. Magda Łaniewska i jej dwaj bracia zawsze wtedy wyjeżdżają do ciepłych krajów. Ale tym razem staną przed wielkim wyzwaniem. Będą musieli zorganizować prawdziwą Wigilię.

Nie wszystko pójdzie zgodnie z planem. Nie każdy człowiek okaże się wart pokładanego w nim zaufania. Jednak w magiczną noc światła zapalą się nie tylko w dwóch uśpionych domach, ale też w sercach ich mieszkańców.


Nie ukrywam, że lubię sięgać po literaturę nawiązująca w klimacie i temacie do Świąt Bożego Narodzenia. Oczywiście najlepszy czas na taką lekturę to grudzień.
W tym roku trafiła w moje ręce powieść Krystyny Mirek. I muszę przyznać, że niestety jest to to jedna z gorszych "świątecznych" powieści, jaką do tej pory czytałam.
Autorka postanowiła zgromadzić w swojej powieści zastęp bohaterów, którzy nie do końca cieszą się z nadchodzących Świąt. Mamy tutaj rodzeństwo Łaniewskich, którzy przed laty w Wigilię stracili rodziców i do tej pory żadne z rodzeństwa nie uporało się ze stratą, więc ratują się co roku przed świętowaniem wyjazdem w ciepłe kraje. Tym razem jednak najmłodsza siostra postanawia na Wigilię zaprosić do siebie - mimo, że zupełnie nie potrafi jej przygotować - wybranka swojego serca i jego rodziców. Sytuacja jest tym trudniejsza, że nie wie, jak o tym powiedzieć braciom, a mama Cezarego to wyśmienita kucharka.
Ale od czego ma się babcię sąsiadkę?
No właśnie do babci sąsiadki przyjeżdża jej dawno niewidziany wnuczek, który na życiowym zakręcie ucieka do babci, której nie widział od lat. Chowając urazy i żale, które nosił w sobie po rozstaniu rodziców, postanawia jednak odwiedzić mamę taty i może dowiedzieć się o przeszłości czegoś więcej.

W tej książce nikt- no może poza babcią- nie lubi świąt, nikt nie chce ich celebrować, każdy bohater przed czymś ucieka lub chowa sie za budowaną przez lata fasadą złudzeń i póz. To szczególne Boże Narodzenie odkrywa więcej, niż by się wydawało, że można odkryć. Stawia przed bohaterami zupełnie nowe wyzwania i sytuacje, z którymi muszą sobie poradzić. 
Owszem okazuje się, że również im życie może splatać całkiem miłe niespodzianki...

To, co mnie najbardziej wymęczyło w tej powieści, to sztuczni, przerysowani bohaterowie, których nagromadzenie - ofiar losu o zagmatwanej przeszłości - było zdecydowanie za duże, jak na jedną powieść. Ich zachowania, obawy przypominały zachowania małych dzieci, które to nie wiedzą, jak poradzić sobie z trudnymi sytuacjami i różnymi emocjami. Owszem nie jest cukierkowo, ale jest sztucznie i męcząco.  

piątek, 15 grudnia 2017

Katarzyna Misiołek - Julia zaczyna od nowa

Julia wciąż balansuje pomiędzy potrzebą zadbania o siebie, a nieustającymi problemami własnej rodziny. Jest od kilku lat po rozwodzie, ma dwie dorosłe córki, wnuczkę, narcystyczną i bardzo absorbującą matkę, nękaną poczuciem winy siostrę i byłego faceta, który zdaje się nie rozumieć słowa "koniec". Praca, dom, sprawy córek i opieka nad matką - dni Julii są niemal bliźniaczo do siebie podobne. Jednak jakiś impuls, a może przyjaźń z mieszkającym po sąsiedzku muzykiem sprawia, że Julia zaczyna myśleć o czymś więcej. O czymś tylko dla siebie, o życiu, w którym można odciąć się od całego świata i powiedzieć "teraz ja!". O chwilach samotności, które porządkują myśli, o dalekiej podróży i o znalezieniu miejsca gdzie nikt nie będzie jej mówił co ma robić, jak żyć i kim być. I Julia w tę podróż wyrusza, ale czy tęsknota za wolnością wygra w niej z poczuciem obowiązku i miłością do rodziny? Czy można nagle popędzić przed siebie, nie oglądając się na swoich bliskich? I czy ta upragniona wolność naprawdę smakuje aż tak słodko?


Kolejna świąteczna książka, która trafiła do mojej biblioteczki. Powiem szczerze, że spodziewałam się klasycznego romansu, może ciut ckliwego, który oferuje nam wiadome zakończenie, tymczasem jak się okazało autorka, podobnie jak przy wcześniejszych książkach potrafi czytelnika zaskoczyć oferując całkiem inne rozwiązanie. 

Julia to matka dwóch dziewczyn, babcia z jedną wnuczką na koncie, kobieta po przejściach i po rozwodzie, której życie de facto składa się z pracy i spełniania życzeń i zachcianek kobiet ze swojej rodziny. Taki typowy rodzinny koń ofiarny, który nie potrafi odmówić i zawsze wiadomo, że przyjdzie z pomocą, nawet przy błahym problemie, czy dziwnej prośbie. Zwłaszcza, kiedy jest to prośba toksycznej matki, która całe życie uważa, że wie lepiej, nieustannie krytykując Julię, jej córki i siostrę. O ile siostra Julii Ilona ucieka niejako przed matką do innego miasta, o tyle Julia ciągle nie potrafi się jej sprzeciwić. Dopiero spotkanie z tajemniczym, młodym sąsiadem, który ma za sobą traumatyczne przeżycia,a który to najpierw umila Julii czas, potem składnia ją do wyjazdu na urlop, na którym nie była od lat, powoduje, ze w kobiecie zaczyna się coś zmieniać. Doprowadzona do ostateczności przez matkę obrażającą jej dzieci na uroczystej rodzinnej kolacji, pakuje się i leci na wycieczkę na Wyspy Kanaryjskie... Czy tam znajdzie miłość?

Muszę przyznać, że Julia trochę mnie irytowała jako, kobieta, której ciężko żyć, bo nie potrafi być asertywna...Wydawałoby się, że jej życie to błąd za błędem, a nad głową do tego ma wiecznie krytykującą ją matkę. Autorka doskonale pokazuje, co dzieje się w rodzinach takich, jak Julii, gdzie brak miejsca na bliskość i czułość, a nieustanne karcenie i krytyka są na porządku dziennym.
Duży plus należy się autorce za ciekawą plejadę bohaterów, którzy pojawili się na kartach książki. Nie tylko kobiety bowiem, ale mężczyźni, ich historie wplotły się bardzo dobrze w całość. Tym niemniej książka jest według mnie dość nierówna i mam co do niej mieszane odczucia i ciężko mi ją jednoznacznie sklasyfikować, nie jest bowiem ani klasyczną obyczajówką ani książką poruszającą jakieś psychologiczne problemy. Autorka oferuje nam coś pomiędzy, co jednak w ostatecznym podsumowaniu wychodzi jak niedokończona historia, na której zakończenie zabrakło dobrego pomysłu.

czwartek, 14 grudnia 2017

Magdalena Knedler - Nie całkiem białe Boże Narodzenie

"Wszyscy kłamią. Ważne jest to, które kłamstwo ma dla nas znaczenie”.



Zagubiony w lesie pensjonat Mścigniew tuż przed świętami Bożego Narodzenia wypełnia się z pozoru zwyczajnymi gośćmi, z których każdy ma niebagatelne powody, by spędzić ten czas właśnie tam – w spokoju i w oddaleniu od zgiełku codzienności. Kiedy więc pewnego poranka amatorka nordic walkingu, Olga Mierzwińska, przed wyjściem na trening odkrywa w wannie trupa, nikt nie jest zadowolony, a najmniej właściciel, który staje na głowie, by zatrzymać gości w pensjonacie. Policja uznaje sprawę za wypadek, gdy jednak ta sama dziewczyna znajduje podczas spaceru kolejne zwłoki, sytuacja staje się poważna i do akcji postanawia wkroczyć detektyw Poziomka – amator krówek ciągutek i ekstrawaganckich krawatów.
Galeria oryginalnych postaci, gęstniejąca z dnia na dzień atmosfera i odkrywane jedno po drugim kłamstwa gości, z których każdy ma coś do ukrycia – a wszystko przy dźwiękach świątecznych przebojów i w blasku choinkowych lampek.


Jak co roku w grudniu na rynku wydawniczym pojawia się całe mnóstwo około bożonarodzeniowych propozycji książkowych. Zazwyczaj są to powieści obyczajowe osaczone w śnieżnym klimacie z szczęśliwym/ckliwym zakończeniem bądź zbiory opowiadań autorów różnych. W tym roku mam wrażenie wysyp jest szczególnie obfity. Tym bardziej zaskoczyła i ucieszyła mnie zarazem propozycja Magdaleny Knedler, żeby w ten szczególny czas zaproponować czytelnikom kryminał i do tego kryminał klasyczny, których ostatnio mało się ukazuje. 
W pensjonacie w małej miejscowości na końcu świata, ale ciągle w Polsce, spotykają się przypadkowi przyjezdni, którzy postanowili spędzić Boże Narodzenie z dala od wszystkiego i wszystkich. de facto okazuje się, że każdy z nim przed czymś lub przed kimś ucieka. W tej dość sennej scenerii pewnego ranka jeden z gości zostaje znaleziony martwy w wannie. O ile śmierć starszego mężczyzny, wydawałoby się, że z przyczyn naturalnych, jeszcze nie powoduje paniki wśród gości, o tyle znalezione w dniu następnym ciało miejscowego kłusownika powoduje, że goście zaczynają się czuć dość nieswojo. Do akcji wkracza również miejscowa policja, jednak nie w sposób zupełnie standardowy, albowiem komisarz pojawia się pensjonacie incognito wraz ze swoim dawnym przyjacielem, aktualnie uznanym detektywem, którzy to udając parę prowadzą swoje poszukiwania  w tajemnicy. W tych czynnościach pomaga im jeden z gości - młoda dziewczyna, która znalazła ciała obu mężczyzn.

Co ciekawe na pierwszy rzut oka żaden z gości nie jest szczególne podejrzany, jednak na skutek prowadzonego śledztwa okazuje się, że każdy z nich ma coś do ukrycia. Nie wiadomo tylko czyj sekret był tym, który chciał ujawnić zmarły mężczyzna...

Klasyczny kryminał, może nie z szalonym tempem akcji, ale z dobrym humorem i w klastycznym stylu gwarantując bardzo przyjemnie spędzony czas. W klimacie, zarówno świątecznym, jak i kryminalnym okraszony naprawdę sporą dawką specyficznego, ale dobrego humoru. Z pewnością spodoba się tym, którzy przesyt mają nowoczesnych kryminałów, wymagających od czytelnika maksymalnego skupienia, albowiem ten bazuje raczej na atmosferze niż na aferze, wprowadzając czytelnika w zimowy nastrój, gwarantując jednocześnie ciekawe rozwiązanie i pokazując, ze nawet lokalny stróż prawa może być wyjątkowo skuteczny. Polecam!

wtorek, 12 grudnia 2017

Jørn Lier Horst - Gdy morze cichnie



Mgliste, bezludne Stavern, poza sezonem. Nieprzytomny mężczyzna zostaje odnaleziony na schodach miejskiej apteki. Jest postrzelony w brzuch i najwyraźniej ktoś chciał, aby został zauważony. Wkrótce policja znajduje w pobliżu zwęglone kości na pogorzelisku. Kiedy dodatkowo fale wyrzucają na brzeg zwłoki, William Wisting rozumie, że tym razem będzie miał do czynienia z całkiem odmienną sprawą kryminalną.

W takich zimnych i budzących dreszcz emocji okolicznościach, norweski mistrz kryminału rozpoczyna swoją inteligentną, mroczną i niezwykle pasjonującą powieść policyjną.








Tym razem poznajemy losy komisarza Wistinga w trzecim tomie jego kryminalnych przygód. I muszę przyznać, że wraz z rozwojem kariery komisarza w policji, rozwija się pomysłowość i kreatywność autora przygód kryminalnej gwiazdy.

Tym razem autor stawiaprzed Wistingiem nie lada zadanie. Okazuje się bowiem, że następujące po sobie tajemnicze wydarzenia i zbrodnie zają się być ze soba powiązane. Jednak długo komisarzowi i jego policyjnej drużynie nie udaje się znaleźć wspólnego wątku dla morderstwa w pożarze, postrzelonego nieznajomego oraz znalezionej tajemniczej łodzi ze śladami krwi na pokładzie...
Do tego komisarzowi wydaje się, że jest niejako powstrzymywany czy hamowany w swoim śledztwie przez przełożonych, którzy jednocześnie nie informują go o rozgrywających się zakulisowo tajemniczych policyjnych rozrywkach. Zawieszony pomiędzy śledztwem, przełożonymi i wieloma niewiadomymi musi odkryć, to, co naprawdę się wydarzyło tajemniczego wieczoru. Do tego niespodziewanie okazuje się, że toczące się wyjątkowo powoli śledztwo może posunąć do przodu chłopak Line, a raczej jego znajomy, który od początku wydawał się policjantom podejrzany. 
Ilość wątków się zagęszcza, tajemnice zamiast się ujawniać mnożą się z dnia na dzień. Zagraniczni podejrzani, znikająca łódź i pomoc podejrzanych...do tego zagraniczna podróż Wistinga, kiedy powinien na miejscu szukać winnego wszystko to sprawia, że akurat ten dom przygód komisarza odbiega trochę od pewnego znajomego i sprawdzonego schematu używanego przez autora. Na początku wydawało mi się to bezzasadne, jednak zaproponowane przez Horsta zakończenie ułożyło z tym pomysłem na akcję zgrabną całość, dając historię trochę z wielkiego świata, a którym musiał się nasz komisarz odnaleźć. Oczywiście zaskoczył i stanął na wysokości zadania, radząc sobie doskonale z powierzonym zadaniem. To się nie zmieniło. Ale przecież między innymi dlatego seria ta cieszy się niesłabnącym czytelniczym zainteresowaniem.

czwartek, 7 grudnia 2017

Elźbieta Cherezińska - Królowa

Nie łudźcie się, że wszystko już wiecie o Hardej. Teraz poznacie Królową.

Narodził się Knut. Trzecie dziecko Świętosławy, jedyne, które w chwili przyjścia na świat okrzyknięto „synem królowej”. Coraz więcej graczy przestawia piony tej historii. Bolesław w sekrecie przed siostrą swata Tyrę z Tryggvasonem, jarl Sigvald, powtarzając: „jomswikingowie nie wtrącają się w sprawy królów”, sam zaczyna w nich mieszać. Sven pielęgnuje swą niechęć do Olava, „drugiego wodza”. Tyra znika.

Tak kończy się Harda. Teraz nadchodzi czas Królowej. Nowi gracze i nowy wymiar tej historii. Od Roskilde do krainy zórz polarnych. Od Poznania przez Merseburg do Budziszyna, przez wszystkie wielkie wojny Bolesława. Od Pragi po Kijów. Od Gniezna przez tajemniczy Kałdus. I do Anglii, bo przecież nie jest tajemnicą, kim stanie się „syn królowej”…




Jeżeli po lekturze "Hardej" wydawało mi się, że autorce trudno będzie mnie jeszcze bardziej zaskoczyć, to muszę przyznać, że byłam w błędzie. Bo lektura jej kontynuacji była co najmniej tak zajmująca, o ile nie wciągająca bardziej. 

Wciągająca od pierwszej strony, niebanalna, a pomimo wydawałoby się trudnego i mało atrakcyjnego tematu, sprawia, że nie sposób się od niej oderwać. 
Świętosława to już tyn razem kobieta, którą los postawił przed nie lada wyzwaniem okazuje się bowiem, że jej mąż Sven planuje udać się na wojnę z ukochanym królowej Olavem. Jak postąpi Harda i co z tego wyniknie? Szczegółów zdradzać nie będę, napiszę tylko, że los rozłoży karty zaskakująco dla niej samej i będzie musiała ułożyć sobie życie całkiem na nowo, w zupełnie innych okolicznościach.

Powieść ta to nie tylko historia dzielnej królowej, to również detaliczny opis początków państwowości polskiej, układów, wojen, potyczek i dyplomacji, które legły u początku naszego państwa. Walka Bolesława o rozszerzenie władzy, zawieranie sojuszy, dążenie do uzyskania korony i umocnienie swojego panowania wszytko to wydawałoby się, że da powieść podobną do podręcznika do historii z liceum, tymczasem Cherezińska wplątując w te rozgrywki i wojny żywych i charakterystycznych bohaterów oraz dodając rzeczywiste ich problemy i rozterki, sprawiła, że czyta się jej opowieść jak zajmujący kryminał, od którego trudno się oderwać. 
Dodatkowo tym razem wraz z bohaterami trafiamy nie tylko do średniowiecznej Skandynawii lecz również na dłuższy czas do Anglii, gdzie to w imieniu swojego syna Królowa będzie walczyć również o tron angielski. O ile Knut będzie do tego dążył w dużej mierze zbrojnie, o tyle Świętosława wykaże nie lada umiejętności w dziedzinie dyplomacji i zakulisowych rozgrywek. 

Niezmiennie pozostaję również pod wrażeniem ogromu pracy wykonanej przez autorkę, mającej na celu przybliżenie współczesnemu widzowi historii kobiety żyjącej przed wiekami. Trudne zadanie, z którym autorka poradziła sobie wyśmienicie, udowadniając po raz kolejny, że nie tylko kryminał, czy thriller może być zajmujący, a książka historyczna może zaciekawić nie tylko historyków w średnim wieku. Gorąco polecam.



poniedziałek, 4 grudnia 2017

Asia Gwis, Liliana Fabisińska - Dziwne fakty z życia grzybów, o których nie mieliście pojęcia



Książka o grzybach to dość niecodzienna publikacja, albowiem nam trudno było już od samego początku zaszufladkować ją do jakiegoś docelowego czytelnika. Albowiem każdy znajdzie w niej coś, co mu się spodoba, bądź go zaciekawi. Uniwersalnie stwierdzić można, ze to książka dla młodszych i starszych. 





Autorki postawiły przed sobą zadanie niezwykłe - przedstawienia świata grzybów z trochę innej strony, niż ma to miejsce chociażby w atlasie grzybów. Owszem mamy tutaj wprowadzenie z konkretnymi gatunkami i rodzajami, ale to dopiero początek. My - jako, że nasz czterolatek w tym roku po raz pierwszy aktywnie brał udział w grzybobraniu - raczej skupiamy się na tej części ;) Tym, którzy etap fascynacji mnogością gatunków mają już za sobą autorki proponują inne ciekawostki z życia grzybów, zabierając czytelnika w podróż p grzybowym świecie. I tak mamy tutaj m.in. strony poświęcone zapasom zimowym, przepisom z grzybem w roli głównej oraz wiele stron poświęconych niecodziennym grzybom, jak chociażby huba. Oprócz standardowych bohaterów poznany tu również pleśnie, grzyby używane w lecznictwie, drożdże, czy grzyby drapieżne. 
Muszę przyznać, że sami z chęcią przeczytaliśmy strony o "niecodziennych" grzybach, mimo, że wydawać by się mogło, że to książka raczej dla młodszego czytelnika. Koniec końców postanowiliśmy również skorzystać z zamieszczonego przepisu na pleśniaka, czego efekt usatysfakcjonował wszystkich w rodzinie. 

Polecamy dla młodszych i starszych.






Są wszędzie. Na lądzie, w wodzie, pod ziemią, na drzewach, w twoim przewodzie pokarmowym, w lodowce i na skórze. Mogą być trujące i lecznicze, osiągać zawrotne ceny, świecić i wabić elfy – przynajmniej według niektórych legend… Robi się z nich lampy, krzesła, portfele, buduje domy… I kto wie, do czego jeszcze będzie można je wykorzystać, skoro do tej pory udało się opisać tylko 7% gatunków grzybów? To najbardziej niedoceniane, różnorodne i tajemnicze organizmy na Ziemi.

Zajrzyj z nami do królestwa grzybów!


środa, 29 listopada 2017

Tomasz Sekielski - Zapach suszy



W Warszawie dochodzi do krwawego zamachu terrorystycznego, jest wiele ofiar. Kilka miesięcy wcześniej w małym, sennym miasteczku na Kujawach samobójstwo popełnia proboszcz. Śledztwo prowadzi zdegradowana prokurator Agnieszka Ossowska, kobieta będąca na życiowym zakręcie. Co łączy te dwie sprawy? Odpowiedź nie jest ani prosta, ani oczywista. Szukając jej, czytelnik trafia do mrocznego świata handlarzy „żywym towarem”, mafijnych układów i interesów, w których przeplatają się nazwiska ludzi polityki, biznesu oraz kościoła. W tym świecie nic nie jest czarno-białe. Można odnieść wrażenie, że „Zapach suszy” to historia, która może się wydarzyć naprawdę… a może się już wydarzyła?





Czy to fikcja literacka, owoc pracowitej wyobraźni autora, czy całkiem możliwy scenariusz? Żyjemy w takich czasach, że zamachy bombowe w miastach Europy już nie dziwią, więc może jego prawdopodobieństwo jego wystąpienia i u nas jest całkiem realne?

Okazuje się jednak, że autor nie skupia się na zamachu i punkt ciężkości przenosi na Kujawy, gdzie zdawałoby się śmierć lokalnego proboszcza jest tylko nic nieznaczący epizodem. Tymczasem do śledztwa w jego sprawie zostaje przydzielona młoda, ambitna pani prokurator, która ścigała już zbrodniarzy wojennych w byłej Jugosławii. Dlaczego nagle zajmuje się tak błahą sprawą?
I co wspólnego mają z tym wszystkim przemycane przez polską granicę zza wschodu ukraińskie dziewczyny, które następnie w Polsce pracują jako prostytutki?

Wiele wątków, mnóstwo postaci wyraźnie zarysowanych na tle wydarzeń, które rozgrywają się w powieści. Do tego polityczne rozgrywki na najwyższym szczeblu, zakulisowe rozdania i gabinetowe gierki, a na dokładkę afery seksualne w polskim kościele, przemyt na granicy i sex biznesy. Taka mnogość pomysłów mogłaby znaleźć się w kilku książkach, tymczasem Tomasz Sekielski zamknął ją w jednej, trzymającej w napięciu, z ciekawie poprowadzą akcją. Czyli wszytko to, czego można byłoby się spodziewać po autorze. Czego zabrakło? Moim zdaniem dość słaby był finał na tle całości i niestety akcja była nierówna, często przerywana rożnymi wątkami, rożną chronologią sprawiała wrażenie sinusoidy. Tym niemniej z dużym zainteresowaniem z pewnością sięgnę po kolejny tom z trylogii. 

poniedziałek, 27 listopada 2017

Karolina i Maciej Szaciłło - Jedzenie, które leczy




Jedzenie, które leczy to nie tylko książka, w której znajdują się przepisy na proste i smaczne posiłki sprzyjające zdrowiu, lecz podpowiedź jak odnaleźć swoją drogę do zdrowia i radości życia. Karolina i Maciej Szaciłło, korzystając z mądrości najstarszej znanej ludzkości medycyny – ajurwedy, odbyli najdłuższą podróż, którą każdy z nas pokonuje w swoim życiu: z głowy do serca.  W książce Jedzenie, które leczy podzielili się efektami z tej podróży. 








Nie od dawna wiadomo, że to, co jemy ma ogromny wpływ na kondycję naszego organizmu. W poszukiwaniu skutecznej opcji odżywania zapewniającej zdrowe życie i mniej dolegliwości sięgamy po mądrości wielu religii, wyznań. Najgłębszą analizę kondycji ludzkiego organizmu oferuję nam oczywiście kultura hinduska wraz ze swoją znaną od wieków Ajurwedą. Tym, którzy nie mogą z niej skorzystać, czerpiąc z mądrości hinduskiej na miejscu, lokalnie z pomocą przychodzą książki napisane przez tych, którzy doświadczyli tego namacalnie.

Jedną z nich jest najnowsza propozycja małżeństwa Szaciłło pt. "Jedzenie, które leczy". Muszę przyznać, że ajurwedyjskie koncepcje dotyczące odżywiania, spożywania odpowiednich produktów, ich łączenia były mi dotąd znane tylko pobieżnie, dlatego tym bardziej byłam ciekawa, jak do tematu podejdą autorzy i co z ich pomysłów na badzie hinduskich koncepcji będę mogła zastosować u siebie.
Oczywiście ci, którzy znają wcześniejsze książki naszych autorów będą wiedzieć, czego się spodziewać - wnikliwej analizy, holistycznego podejścia oraz pomysłowych przepisów, bowiem podobnie jak i w poprzednich książkach, tak i tutaj mamy podobny układ. 

Najpierw mamy profesjonalne wprowadzenie i dokładną analizę możliwych typów ludzi, do których w dalszej części dopasowany będzie odpowiedni tym odżywania się i co za ty idzie konkretne przepisy. Co ciekawe przepisy podzielone są na konkretne pory dnia, a oprócz obfitych, ale zdrowych propozycji otrzymamy również przepisy na przekąski, słodkości napoje. Do tego proponowane menu podzielone jest na opcję wiosenno-letnią oraz jesienno-zimową. Praktyczne rozwiązanie zawsze w cenie :) Do tego każdy z przepisów zawiera praktyczne wskazówki jak - ilość osób, dla której go przeznaczono, poziom trudności oraz czas przygotowania. 
Ciekawe propozycje, chociaż moim zdaniem nie bez błędów, bo dynia z cukinią znalazły się w przepisach na lato, a dla mnie to typowo jesienne - zwłaszcza ta pierwsza - warzywa. 
Z pewnością jest to propozycja dla tych, którzy szukają ciekawych smaków, połączeń i raczej nie są stricte fanami kuchni tradycyjnej, bo znajdziemy tu zamiast nabiału tofu, śmietanę z nerkowców i tahinę ;).
O skuteczności zaproponowanych rozwiązań z pewnością będzie można się przekonać po dłuższym czasie, ale myślę, że aura za oknem i kondycja organizmu w tym dość depresyjnym i infekcyjnym okresie sprzyja sięganiu po nowe, ciekawe rozwiązania. To zaproponowane i przedstawione przez duet Szaciłło może być dobrą wskazówką. 

Cezary Harasimowicz - Saga, czyli filiżanka, której nie ma

„Saga, czyli filiżanka, której nie ma” to barwna opowieść o losach rodziny Królikiewiczów. Historia rozpoczyna się od wizyty autora w mieszkaniu matki. To właśnie jej – pięknej aktorce i łączniczce w powstaniu warszawskim – dedykowana jest książka. O rodzinnej historii przypomina tu każda fotografia. Ze wspomnień wyłaniają się postacie zaludniające nieistniejący już świat: babcia Muszka, pradziadek Stanisław i jego ukochana żona Funia, a przede wszystkim major Adam Królikiewicz – jeden z najlepszych jeźdźców na świecie.


W swojej nowej książce Harasimowicz z pasją tropi losy swojej rodziny – zagląda do pamiętników sławnego dziadka i zapisków matki, czerpie z rodzinnych anegdot, poznaje gorące romanse, a dzięki wycinkom z ówczesnej prasy przywołuje świat, w którym równolegle toczy się wielka historia i życie zwykłych ludzi.




Uwielbiam sagi rodzinne, a ta jest wyjątkowa, albowiem zupełnie autentyczna, chociaż autor postarał się, żeby było ciekawie, jak w niejednej powieści tego typu. Cezary Harasimowicz z ogromnym rozmachem przedstawia nam losy swojej rodziny sięgając niemal do historii rodziny końca XIX w.

Wraz z kolejnymi historiami poznajemy postacie niebanalne, prawdziwe, osadzone w konkretnych realiach historyczno - obyczajowych. Często dodatkowo odrywających ogromną rolę w konkretnym wydarzeniu historycznym kraju - jak chociażby dziadek autor sławny ułan, ulubieniec marszałka Piłsudskiego Adam Królikiewicz. 
Oprócz fragmentów charakterystycznych dla danego gatunku autor zadał sobie trud niejako fabularyzowania całej opowieści wplątując w narrację konkretne scenki i dialogi rozgrywające się pomiędzy członkami jego rodziny. O ile w przypadku rozmów z matką sięga do konkretnych historii i wspomnień o tyle rozmowy prapradziadków są już fikcja literacką, która zgrabnie wplątana w całą historie ubarwia ją ogromnie. 

Do tego podziwiam ogrom pracy, którą autor wykonał, aby dołączyć do całości fragmenty gazet z różnych epok historycznych oraz wzbogacić całość o detale historyczno-obyczajowe, które sprawiają, że książkę czyta się z dużym zainteresowaniem. Dzięki autorowi bowiem mamy możliwość poznać nie tylko poszczególnych jego przodków, ale również szeroki tło epoki w której przyszło im żyć.

Całość niebanalna, ciekawa, choć momentami jak dla mnie zbyt dygresyjna i chaotyczna w swojej chronologii stanowi przykład na to, że nawet o własnej rodzinie i przodkach można pisać ciekawie i zajmująco. 

piątek, 24 listopada 2017

Katherine Rundell - Dachołazy

Sophie jest sierotą, jako niemowlę została znaleziona w kanale La Manche po katastrofie statku Queen Mary w futerale na wiolonczelę. Jej opiekunem staje się Charles, ekscentryczny naukowiec o nowatorskich metodach wychowawczych. Nie wszystkim się one podobają - dlatego prześladuje ich opieka społeczna, chcąca oddać Sophie do sierocińca. Dziewczynka twierdzi, że pamięta swoją mamę, która grała w orkiestrze na statku. Sophie i Charles wyruszają do Paryża, chcąc ją odnaleźć. Jedyną wskazówką jest plakietka z futerału wiolonczeli z nazwą zakładu, który stworzył instrument. Czy przeczucie Sophie jej nie myli? Kim są tytułowe dachołazy i czy pomogą jej w poszukiwaniach?







Sophie to sierota, znaleziona kiedyś przez ekscentrycznego naukowca zawsze podświadomie miała nadzieję na odnalezienie tajemniczej matki oraz rozwiązanie zagadki jej pojawienia się w futerale na wiolonczelę.

Charles, zwariowany naukowiec wychowuje sierotę w sposób równie ekscentryczny jak ona sam, pokazując jej świat inaczej niż przez pryzmat lektur i książek szkolnych. Uzdolniona dziewczynka uczy się szybko jednak jak się okazuje jej wychowanie oraz opieka Charlesa nie znajdują aprobaty urzędników społecznych, którzy zapowiadają, że odbiorą naukowcowi dziewczynkę. Przerażeni wizją rozstania opiekun i podopieczna decydują się na wyjazd do Paryża w poszukiwaniu matki dziewczynki.

Tam jednak okazuje się, że zadanie jest niezwykle trudne, bowiem nie wszyscy chcą im pomóc. Jednak pewnego dnia dziewczynka na dachu domu, w którym mieszkali spotyka tajemniczego chłopca, który to następne zaznajamia ją z grupą dachołazów gotowych pomóc dziewczynce w poszukiwaniach. czy Sophie uda się odnaleźć matkę i kim jest owa tajemnicza grupa? O tym już musicie przekonać się sami.

Książka ta to ciepła opowieść o miłości i przywiązaniu dwójki bohaterów, o uczuciu, które pokona wiele, żeby spełnić marzenie dziewczynki. Bowiem "nigdy nie przekreślaj możliwego".


To również opowieść o przygodach młodych ludzi, którzy ze swoich niedostatków postanowili uczynić atut, spędzając czas w alternatywny, ale niegroźny sposób. Autorka daje w ten sposób przykład młodym czytelnikom, jak radzić sobie, kiedy życie nas nie rozpieszcza i że zawsze znajdzie się ktoś gotowy nam pomóc.

środa, 22 listopada 2017

Anna Włodarczyk - Retro kuchnia

Blog Ani znam od dawna (link tutaj), często korzystam z zamieszczonych tam przepisów, są one bowiem proste i przyjazne a zarazem zawsze mnie zaskakują. Często zdarza się w nich ciekawe połączenie, tajemniczy składnik, który sprawia,że znany przepis, czy znajoma potrawa wypadają rewelacyjnie i wchodzą do naszego regularnego jadłospisu. Odkąd zostałam mamą moje lubione przepisy z bloga Ani to te "na jedna rękę" ;)




Od jakiegoś czasu Ania wraca do retro przepisów, smaków znanych od dziesięcioleci w polskiej kuchni, niejako je dostosowując do aktualnych preferencji i możliwości. Czasem wzbogacając o całkiem trendy składnik :)







I właśnie taka książka, jaka niedawno ukazała się na rynku była tylko kwestią czasu. I bardzo dobrze, bo powrót do korzeni, smaków znanych i lubianych - nie tylko na Boże Narodzenie czy inne specjalne okazje, ale również na co dzień - to coś, czego ja osobiście szukałam w książkach kulinarnych. Mam bowiem przesyt pewnych trendy składników, wszelkich eko, bezglutenowych itp. Dobrze wrócić do tego, co się zna i lubi. 

To, co mnie urzekło to ogrom pracy, który Ania włożyła w to, żeby książka wyglądała, tak jak dostają ją czytelnicy. Po raz pierwszy zdarza się, żeby autorka podała uwagi techniczne, które przydadzą się tym, którzy nie są aż tak zaznajomieni z techniką kulinarną. Do tego każdy z proponowanych przepisów poprzedza przepis oryginalny i krótkie wprowadzenie, widać, że większość przepisów autorka wypróbowała większość z nich dostosowując do bliższych nam smaków.
Sama książka podzielona jest na następujące rozdziały:
Zupy
Sosy
Przekąski, pasztety i różne dania zimne
Ryby i owoce morza
Mięsa
Jarzyny i grzyby
Jaja
Potrawy z maki kaszy i ryżu
Leguminy
Kremy, zefiry, galarety
Ciasta, ciastka i pieczywo
Zapasy zimowe
Napoje

czyli wszystko to, czego potrzebujemy, prawda?
Każdy z nich poprzedza wstęp z licznymi odwołaniami do oryginalnych książek, z których korzystała autorka, a na dokładkę piękne zdjęcia zarówno te retro, jak i teraźniejsze z delikatną retro nutką. Jestem pod ogromnym wrażeniem i gorąco polecam.



Anna Włodarczyk, pasjonatka gotowania i fotografii, opowiada o kuchni przedwojennej, którą
wbrew pozorom wiele łączy ze współczesną: bogactwo smaków i składników, zapożyczenia gastronomiczne z innych państw, zwyczaje kulinarne. Ówczesnym gospodyniom znane były produkty, które my jeszcze niedawno uznawaliśmy za nowinki. Na przedwojennych stołach pojawiały się takie potrawy jak amerykańska zupa z ostryg, pilaw turecki, włoskie pasty czy francuskie suflety. Niektóre powszechnie używane niegdyś składniki na nowo odkrywamy dopiero teraz, w drugiej dekadzie XXI wieku – topinambur, tak kiedyś lubiany, właśnie wraca do łask, podobnie jak brukiew czy skorzonera. W książce znalazło się ponad 100 najróżniejszych przepisów , m.in. na lekki różowy tartar, zupę ludzi pracujących, „zupę nic”, pasztety i pieczenie, forszmak, podczas, pierogi, knedle, leguminy, suflety, zefiry, lody, magdalenki, strudle, torty, ocet, pikle, konfitury i nalewki, kruszon, orszadę i podpiwek kawowy. Poza przepisami autorka podaje wiele informacji na temat ówczesnego świata, przedwojennej kulinarnej codzienności i problemów dawnych gospodyń.

poniedziałek, 20 listopada 2017

Patrycja Dolecka - Trufla same dobre rzeczy






Blog Patrycji jest mi znany od dawna (link tutaj), dlatego z dużą ciekawością czekałam na jej książkę kulinarną. Nie ukrywam, że byłam ciekawa czy będzie ona zbliżona do tego, co znam z bloga, czy raczej wręcz przeciwnie. 

I muszę przyznać, że ani przez chwile, czy raczej powinnam napisać ani przez stronę nie byłam rozczarowana. Patrycja znana mi z bloga  i konta na Instagramie to ta sama autorka cudownej książki, która jest taka jak zapowiada jej tytuł!








Patrycja swój blog prowadzi nieprzerwanie od 10 lat, popularyzując kuchnię zdrową, smaczną oraz niebanalną. Wiele przepisów przygotowanych zostało zgodnie z zasadami Kuchni Pięciu Przemian. Konsekwentna w swych wyborach, nie ulega krótkotrwałym modom, za to nieustannie inspiruje coraz większe grono miłośników gotowania. Zachwycające zdjęcia (nie tylko potraw) to znak rozpoznawczy Trufli. Niezwykle klimatyczne, subtelne fotografie definiują wyjątkowy i intymny charakter bloga, a teraz również książki.
Same dobre rzeczy to apoteoza prostoty, bliskości i więzi rodzinnych, najsilniejszych być może właśnie przy kuchennym stole… Książka jest połączeniem przepisów tradycyjnej kuchni polskiej (w nowoczesnym, bardzo atrakcyjnym ujęciu) oraz receptur na nowoczesne, zdrowe, dania kuchni międzynarodowej. Książka zawiera zbiór przepisów w większości niepublikowanych wcześniej na blogu.




To, co dla mnie najważniejsze to prostota i autentyczność bijące z tej książki. Nie ma tu miejsca na modną teraz "nowoczesność kulinarną", której powielanie mamy w większości książek ukazujących się na polskim rynku wydawniczym - gdzie tofu goni jarmuż a najważniejszy na śniadanie jest koktajl- Patrycja bowiem oferuje nam smaki, po które sięgamy chętnie, mimo swoistej ich tradycyjności czasem zmodyfikowane, a czasem przedstawione w wyjściowych składzie ;) Bo może przepis na zalewajkę czy śledzie dla niektórych może trącać myszką, to dla innych będzie normalną alternatywą w gąszczu zbyt wyszukanych przepisów tak ostatnio wszechobecnych.

To, co niewątpliwie również urzeka w tej książce to osobiste podejście uwidocznione we wstępach do przepisów, anegdotach i historyjkach, czy w końcu zdjęciach (nie tylko ukochanej babci i jamnika, postaci dobrze znanych tym, którzy obserwują profil Patrycji na IG), które emanują ciepłem i dobrze rozumianą prostotą przekazu. 

To, czego mi zabrakło to moje dwa ulubione przepisy - orkiszowiec Trufli i pieczone pierogi z kaszą i serem, ale liczę na to, ze znajdą się w kolejnej książce Trufli :)


piątek, 17 listopada 2017

Emilia Dziubak - Opowiem ci, mamo, co robią dinozaury

Kudłacz i karaluch wyruszają w podróż… w czasie. Trafią do krainy dinozaurów i poznają te niezwykłe zwierzęta: olbrzymiego Riochazaura, Trematozaura, który zgubił jajo, roślinożernego Diplodoka, żyjącego w wodzie Plejozaura, Tyranozaura Rexa kłócącego się z Ankylozaurem, latające Archaeopteryxy i wiele, wiele innych. Edukacja, humor, zadania interaktywne, a przede wszystkim piękne ilustracje Emilii Dziubak sprawiają, że nie sposób przejść obok tej książki obojętnie. To znakomity prezent dla dzieci w wieku od 2 do 6 lat.










Emilia Dziubak to autorka pewniaków, nie ma takiej pozycji przez nią sygnowanej, która nie byłaby wyjątkowa. Tak jest i tym razem. 

Wraz z autorką tym razem młodsi czytelnicy/poszukiwacze wybierają się do krainy, w której dzięki podróży w czasie wraz z naszym przewodnikiem - Kudłaczem - spotykają prehistorycznych bohaterów. Od razu dzieci zaznajamiane są z kolejnymi epokami - triasem, jurą, kredą i czwartorzędem. 

Pomiędzy kolejnymi epokami autorka przemyca całą masę informacji związanych z naszymi bohaterami. Poznają oni życie na ziemi, zaznajamiają się z drzewem życia - które myślę, że jest jednak ciut zbyt trudne dla najmłodszych. Co według mnie najważniejsze autorka przedstawia - w podziale na grupy - wybrane rodzaje dinozaurów. Poza dinozaurami dwie strony poświęcone są również innym niż dinozaury mieszkańcom Ziemi w prehistorycznych czasach.


Oprócz typowo edukacyjnych stron proponowane są również konkretne zadania jako przerywnik w zdobywaniu wiedzy. Jak zawsze w tej serii są to labirynty i porównywanie obrazków celem znalezienia różnic. Jako wisienka są ciekawostki z życia dinozaurów.

Dla mnie niewątpliwą zaletą są zdecydowanie ilustracje mistrzyni w tym zakresie. Na tyle uniwersalne - ani abstrakcyjne ani zbyt przecukrzone - w sam raz by zadowolić rożnych czytelników. Do tego mimo przerażających momentami bohaterów wszytko jest stonowane i dopasowane do grupy docelowej czytelników.


wtorek, 14 listopada 2017

Ross Montgomery, David Litchfield - Dom Babci

Co wieczór, kiedy zapadał zmierzch, babcia i wnuczek przytulali się do siebie i rozmawiali. Snuli wspomnienia i planowali przyszłość. Więź pomiędzy nimi była wyjątkowa. Jednak babcia robiła się coraz starsza i coraz trudniej było jej robić niektóre rzeczy. Gdy pewnego dnia odeszła, pozostała pustka. Chłopiec, nie chcąc się z tym pogodzić, zabiera się do pracy…

Przepiękna i niezwykle poruszająca opowieść, o chłopcu, który próbuje poradzić sobie ze stratą bliskiej jego sercu osoby.









Nie wiem jak dzieci podchodzą do tematyki śmierci - z jednej strony przyjmują to w całkiem sposób naturalny, a z drugiej jako stratę, której nie są w stanie zrozumieć. Napisać o tym książeczkę dla dzieci, jest niesłychani trudno. Śmierć dla malucha jest abstrakcyjnym pojęciem, nie da się go zrozumieć i objąć umysłem kilkulatka. Niestety mój odbiór tej książki zakładam jest inny niż dziecka, lecz myślę, że i ja i dziecko możemy zrozumieć przesłanie tylko uczuciami...

Chłopiec (z wyglądu jedenastolatek) kocha swoją babcię, dla niego ważnym jest płonący kominek, szelest kartek, tykanie zegara i komfort bycia z ukochaną babcią. Jest z niej dumny, bo była znanym i poważanym architektem... Co wieczór podczas oglądania zdjęć, snują plany budowy ich wyśnionego domu na wzgórzu... lecz pewnego dnia "Bez babci dom stał się pusty".


Zwykle nie pozwalam sobie zdradzać zbyt dużo z fabuły, jednak tym razem zrobię wyjątek - ta książeczka trafia do mnie właśnie poprzez uczucia, mamy cały wachlarz uczuć, które aż wyzierają ze stron... oczywiście nie wprost, nie ma miejsca na ograne "chłopiec był smutny", a raczej subtelne "...były w nim tylko pokoje"




Jako dorosły dopisuję sobie dodatkowe przesłania, że wszystko co robią nasi bliscy, kształtuje nas w ten czy inny sposób, a wybór który pokierował jego krokami był dorosłą decyzją, o tym by pamięć o babci i to czym była nie zaginęło. To właśnie wspomnienia niosą go jak na skrzydłach ku celowi, ku zrealizowaniu wspólnych marzeń... 

Do tego graficznie wyjątkowo udana - polecamy!






poniedziałek, 13 listopada 2017

Tadeusz Biedzki - Ostatnie srebrniki

W tureckiej części Nikozji żona autora kupuje starą, drewnianą szkatułkę. Trzy miesiące później w
kościele w Barcelonie zamordowany zostaje kapłan. Co łączy te dwa fakty? Jaki jest ich związek z wydarzeniami sprzed dwóch tysięcy lat w Jerozolimie? I dlaczego skutkują atakami terrorystycznymi we współczesnej Europie? Jaką rolę odgrywa w nich założona w 2012 roku w Hiszpanii organizacja Zakon Piłata i Judasza? Rozwiązanie tych zagadek okaże się śmiertelnie niebezpieczne.

Tadeusz Biedzki zabiera czytelnika w podróż jednocześnie do dwóch światów. Z niezwykłą dbałością o szczegóły oddaje historyczny obraz Cesarstwa Rzymskiego z początku naszej ery. Równoległa narracja pokazuje powtarzalność zachowań, wydarzeń, losów. Autor udowadnia, że bieg zdarzeń, nawet z odległej przeszłości, nigdy nie pozostaje bez echa. Umiejętnie prowadzi czytelnika przez zaułki historii i europejskie miasta. To co dla nas okaże się erudycyjną rozrywką, dla bohaterów „Ostatnich srebrników” będzie walką o prawdę, ale i życie.


Zapowiada się ciekawie, bowiem autor, wzorem innych poczytnych twórców tego gatunku, postanowił połączyć w jednej powieści - historię, sensację i kryminał. Mamy bowiem w powieści dwie równoległe narracje - jedna przedstawia aktualne wydarzenia - sensacja i kryminał, bowiem znaleziona szkatułka kryje w sobie ogromną tajemnicę, której początki sięgają rządów Poncjusza Piłata w latach ukrzyżowania Chrystusa. Mamy również kryminał, bowiem nasi bohaterowie stają się podczas wycieczki do Barcelony świadkami tajemniczego zabójstwa, które ktoś za wszelka cenę stara się ukryć i zatuszować. Odkrywszy tajemnicze monety wewnątrz szkatułki zakupionej na Cyprze oraz stając się świadkami zbrodni wplątują się w sytuacje, której rozwiązanie sięga daleko w przeszłość. Tutaj wkracza druga część narracji, która przedstawia czytelnikowi historię srebrników i swoistego fatum, które nad nimi wisi. Obie części przeplatają się wzajemnie.

No i wszystko byłby dobrze, gdyby całość była dużo bardziej rozbudowana, tak czytając ma się wrażenie, że autor drastycznie skrócił opowieść, której dotychczasową objętość można byłoby podwoić i wtedy, przy większym dopracowaniu i rozbudowaniu można byłoby stworzyć historię wyjątkową, która udowodniłaby, że rodzinnie stworzone historie ze źródłem w przeszłości mogą dorównywać historiom twórców zza oceanu. Do tego w powieści brakuje dobrego wprowadzenia, akcja się przez to nie rozkręca, ot po prostu się zaczyna. Niestety również przy nawiązaniu do historii morderstwa autor nie pohamował się od przemycenia swoich poglądów politycznych, co wydaje mi się być tutaj zbędne i trochę nie na miejscu. Zapowiadało się ciekawie, niestety wykonanie pozostawia wiele do życzenia. A szkoda.


sobota, 11 listopada 2017

Zygmunt Miłoszewski - Jak zawsze

Jak poczytny autor poradził sobie z powieścią obyczajową? To pytanie z pewnością zadawali sobie sympatycy Zygmunta Miłoszewskiego jak tylko usłyszeli o najnowszej powieści, która z prokuratorem Szackim nie ma nic wspólnego. Sukces w jednym gatunku nie gwarantuje bowiem, że autor sprawdzi się również w innym.


 Bywają małżeństwa zbudowane na przyjaźni, na czułości, na porozumieniu dusz. Związek Grażyny i Ludwika zawsze napędzała namiętność. Dlatego co roku uroczyście świętują rocznicę wieczoru 1963 roku, kiedy pierwszy raz rzucili się na siebie, żeby uprawiać seks. To zawsze dzień podsumowań, planów i – coraz bardziej – pożegnań. W dniu, kiedy celebrują okrągłą pięćdziesiątą rocznicę, on jest po osiemdziesiątce, ona tuż przed. Czy coś jeszcze ich czeka? 

Smutek jak zawsze zwalczają namiętnością, aby rano ku swojemu zdumieniu obudzić się w swoich młodych ciałach, z powrotem w roku 1963. W Warszawie, w której stoi wieża przyjaźni polsko-francuskiej, a Edward Gierek to porywający tłumy opozycyjny polityk walczący o władzę. Czy bohaterowie powtórzą swoją miłość? Czy pójdą innymi drogami? Jak wykorzystają swoją wiedzę ludzi z XXI wieku? I jakie ciemne strony kryje w sobie ten świat, pozornie inny od naszej historii Polski? 

Na pytanie Michała Nogasia, o czym będzie nowa książka autora „Gniewu”, Miłoszewski odpowiedział:

– O Polsce. Jak zawsze...

Musze przyznać, ze miałam obawy, nawet całkiem spore, które nie ustępowały po kilku przeczytanych rozdziałach, które uważam zdecydowanie za najsłabsze. Ale potem...potem moi drodzy działo się tyle, że ciężko było mi się oderwać.

O czym jest ta powieść? W jednym aspekcie to powieść stricte obyczajowa. Małżeństwo z pięćdziesięcioletnim stażem nagle po przeżytej kolejnej rocznicy budzi się w roku 1963. W młodych ciałach, z mądrością życiową i doświadczeniami za sobą los daruje im drugą szansę na inne/lepsze życie. Mają możliwość dokonania wyborów innych niż te sprzed 50 lat wiedząc jednocześnie jakie były konsekwencje tych, które podjęli przed laty. Ich sytuacja skłania do refleksji i zastanowienia sie nad tym, co tu i teraz. Nie bez powodu bowiem Grażyna i Ludwik wielokrotnie wspominają o większych możliwościach, pogoni za karierą, uwikłaniem w codzienności oraz jednocześnie większą potrzebę podróżowania i korzystania z życia.

W innym aspekcie - mimo moich sympatii do książek z wątkiem podróży w czasie - moim zdaniem najlepszym w całej powieści - to refleksja nad tym, jak nasze życie zmieniło się przez te kilkadziesiąt lat - przedstawiając całość w alternatywnym historycznym ujęciu. A mianowicie okazuje się, że Polska jest jedynym krajem, który przez historię nie został uwikłany w zależność od Związku Radzieckiego. prezydentem jest Inżynier, znany z dwudziestolecia międzywojennego Eugeniusz Kwiatkowski widzący przyszłość Polski w sojuszu z Francją (momentami zbyt zależnym, by nie powiedzieć służalczym) oraz przyszłość opartą na "otwartym morzu", gdzie mając ogromne możliwości we współpracy z innymi krajami Polska rozwija się w szybkim tempie zapewniając dobrobyt jej obywatelom. Co ciekawe autor przedstawia tą sytuację polityczną w sposób zupełnie obiektywny, nie jako raj alternatywnej historii ale inną drogą, nie pozbawioną wad i wypaczeń. Do tego na ówczesnej arenie politycznej Zygmunt Miłoszewski umieszcza również polityków, co do których wiadomo, jaka wizję chcieliby realizować - Gomułkę, Gierka i Jaruzelskiego. 

Jak w takiej rzeczywistości odnajdą się nasi bohaterowie? Znając przyszłość...No właśnie to, co mnie jeszcze pozytywnie zaskoczyło autor w zawoalowany sposób pokusił się również o swoiste rozliczenie obyczajowe teraźniejszości odnosząc się do tego, co w niej utraciliśmy - jak chociażby poczucie wspólnoty czy pewną spontaniczność we wzajemnych kontaktach oraz otwarte drzwi, które obecnie najczęściej są zamknięte...

Przyjemność czytelnicza - jest, refleksja - jest, ciekawy pomysł - jak najbardziej, nieoczywistość mimo zdawałoby się oklepanego tematu - jest i wieloraka refleksja nad obyczajowością, zmianami i życiem - jest.
Polecam gorąco, autor bowiem udowadnia, że może zaoferować coś więcej niż tylko dobry kryminał!